Komunistyczne podejście na wolnym rynku
Z seri komunistyczne podejście do wolnego rynku:
Zawsze myślałam, że to tylko w urzędach i popeerelowskich firmach, które już niby nie są Państwowe, jest takie podejście do klienta jak do petenta. Że nie my dla niego tylko on dla nas, a my z łaską...
No i sytuacja z wczoraj. Zamówiliśmy struktonit do obróbki komina. Żeby było taniej - odbiór osobisty u producenta, raptem 60 km nie było źle. Odbiór umówiony był na piątek rano. Załatwiliśmy samochód, załatwiliśmy sobie wolne. I dzwoni Pani z tej firmy wczoraj o godzinie 13.30, że w piatek nie możemy przyjechać, bo oni mają inwentaryzację. ( w środę jeszcze mogliśmy przyjechać w piątek). W sobotę nie pracują, więc zaprasza w poniedziałek. Mój tłumaczy Pani, że w poniedziałek nie, bo my to musimy mieć na piątek, bo w sobotę będą te kominy robić i ekipa już jest umówiona. Ona zapomniała o inwentaryzacji. Mój pyta, do której dzisiaj pracują i czy możemy dzisiaj przyjechać. Pracują do 16 , możemy przyjechać. Ale najlepiej jakbyśmy byli do 15.30, a już w ogóle najlepiej to jakbyśmy byli o 15.
Rozmowa skończyła się o 13.45, i mieliśmy do pokonania 60km, trzeba było zorganizować transport, urwac się z roboty i pokonać korki.... Masakr, gnamy na złamanie karku. Załatwiamy wszystko ekspresem i jesteśmy na miejscu 15.09. Mój idzie do biura, dostaje WZ idzie do magazynu, Pan nam wszystko wrzuca na auto 15.23 możemy wracać.
I wiecie co. Z tą godziną to wcale nie chodziło o to, że oni później muszą jeszcze dzień zamknąć, coś policzyć, zrobić raport czy inne bóg wie co jak to w firmach..Albo mają umówionych innych klientów i nie bedą mogli się nami zająć, albo jakaś duża dostawa przyjeżdża... NIE. Chodziło poporstu o to, że o 15.23 ku*** wszyscy ci państwo siedzieli już przebrani, mieli posprzątanie, komputery wyłączone. Mówiąc szczerze brakowało jeszcze tylko, żeby stali w bramie i czekali, aż na zegarku zrobi ting 16.00 jeden krok i już nie jestem w pracy.
Może ja jestem nienormalna. Ale tez pracuje w handlu. i nie zawsze mi się uśmiecha siedzieć po godzinach, ale jak jest klient to trudno. i najważniejsze - klient nie odczuwa po moich humorkach, ze mi przeszkadza dokonując zakupów wtej właśnie podniosłej chwili, w której miałam zaplanowane pierdnąć w stołek nacisnąć off i wyjść, a niekoniecznie go obsługiwać. Co za mentalność na tym wolnym rynku, nadziwić się nie mogę...
A z tych dobrych wiadomości to od środy Panowie od dachu przychodzą. W liczbie sztuk 2, ale lepsze to niż 0. I coś tam dłubią. i w sumie lepsze to niż nic. jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.
Komentarze