niechęć budowlana? zmęczenie? jesień?
W sumie to nie wiem co to. ALE.
Jak zaczynaliśmy budowę to leciałam jak na skrzydłach obejrzeć każdą wymurowaną cegiełkę, własnymi ręcami rozgarniałam piach pod fundamenty, dzielnie walcząc łopatą z kupą ziemi. A teraz jak sobie pomyślę, że mam tam jechać i ciąć tą wełnę i te kłucie i te szorowanie okien...jakoś mi się nie chce.
Jak zaczynałam budować potrafiłam godzinami oglądać kuchnie, łazienki salony. Szukać pomysłów i inspiracji. Mniej więcej przy stropie mialam już dokładnie zaplanowane jak chcę, żeby ten dom wyglądał. Później przestałam oglądać, bo wiedziałam, że nie będzie mnie na to wszystko stać, ale i tak wiedziałam co gdzie jak.
A teraz? Najchętniej to sobie siedzę w pracy, akurat tak się szczęśliwie składa, że muszę i to przeważnie do 18-19. Nie chce mi się ciąć wełny, myć okien, dzwigać kafli, szorować drzw itd itd. Nie mam pojęcia jak ma wyglądać mój salon i co ja tam chce mieć i jaką zabudowę,. Czy kamień, czy fototapeta, czy tynk strukturalny? A najgorsze, że juz mi się nie chce szukać, ogladać, wybierać. Przeraża mnie myśl, że podejmę decyzję, wybiorę, a efekt końcowy nie bedzie mi się podobał i pieniądze pójdą się....
Już chcę, żeby to było. Żeby już mieszkać, mieć gotowy salon, pić wino przy kominku. A nie się gnieździć w tej ciasnej kawalerce, w której pełno gratów, a człowiek potyka się o własne nogi i nawet kwiatów w wazonie już nie ma gdzie ustawić, bo wszystko jest zagracone. W tej chwili my nie mieszkamy, my koczujemy. Jeszcze jutro sobota, czyli sąsiad napier*** wiertarką od 8.30. ja nie wiem co on robi, ale od jakichś dwóch albo nawet trzech miesięcy co sobotę od 8.30 do 17 non stop wierci. Ale tylko w soboty, może cały tydzien te dziury zakleja, żeby sobie w sobotę powiercić, ot takie hobby.
Dom. Spokój. Nic nie musieć. Jak tak patrzę sobie na Dawidka, mojego miesięcznego chrześniaka, to sobie myśle, że ten to ma fajnie. Leży se, nic nie musi. Jak chce jeśc to się drze, aż ci głupi dorośli go nakarmią. Jak zrobi kupę to się drze, aż go przewiną. A jak ma sucho i jest najedzony to sobie lezy szczęśliwy i nic nie musi... tak być takim noworodkiem, tydzien tylko, dwa dni....
Dobrze, że przynajmniej męzus ma siłę harować od świtu do nocy i siedziec na budowie do 22. Co ja bym bez niego zrobiła?
Wracam do rzeczywistości - macie jakieś pomysły na fajne zabudowy k-g. Ale takie nie przesadzone, delikatne. Bo ja jakoś nie moge nic wykombinować.