Zauważyłam pewną ciekawą zależność.
Pracuje w godzinach pomiędzy 9, a 19 ( przewaznie 10-18). Mój dzień więc zaczyna się leniwie, coś ok.8.30-9. Budzę się, jem śniadanko i idę do pracy. Wracam 18.30 - 19 i wtedy zaczynam tzw. życie towarzyskie. ide na siłownię, jade zobaczyc co tam w domku na budowie, ewentualnie z moim jakiś film, czy tam coś robie do szkoły, bo jeszcze studiuję. Generalnie koło 23 zabieram się za kąpiel i koło 24 - 1 idę spać.
Natomaist wszystkie hurtownie budowlane, okna, drzwi, bramy garażowe, hydraulicy, elektrycy, dekarze, murarze i wszyscy inni pracownicy budowlanki wstają skoro świt. 6 rano to dla mnie środek nocy - dla nich pora śniadaniowa, o 9 zajadają już drugie śniadanie, a o 13 to już myślą powoli o tym, że za niedługo koniec roboty :)
Już bardzo często zdażyło mi się, że ktoś dzwonił bladym świtem, czyli o 7 i był głęboko zdziwiony, że mnie obudził :) albo jak proponowałam wykonawcy spotkanie o 19.30 to mówił, ze troche późno, a dla mnie to przecież początek popołudnia :D
I dzisiaj również Pan od bramy garażowej - 7.30:
-dzien dobry pani Moniko. Czy my możemy ta bramę Wam we wtorek zamontować?!
Na wpół przytomna, jeszcze z zamknietymi oczami powoli przetwarzam każdy dzwięk. Byłam mniej wiecej na "czy my możemy"
- hallo, Pani Moniko. To jak? Umawiać ekipę?
Zebrałam w sobie resztki przytomności, otwrłam jedno oko, zmusiłam moje szare komórki do dwuminutoweg funkcjonowania w srodku nocy
- Nie. My jeszcze dach robimy. Brama w połowie grudnia, najwcześniej. Dam znać
- Szkoda. Bo akurta mamy wolne. W takim razie w połowie grudnia, do widzenia.
I ta radość w głosie. No ja piernicze, z czego tu się cieszyć w środku nocy...
Zaraz mi się przypomniała historia z tegorocznych wakacji. Razem z moim Łukaszem kochamy Chorwację. Zjechaliśmy ją wzdłuż, wszerz i po przekątnej i jeszcze nam się nie znudziła. W tym roku wybraliśmy się na Plitwice, na wybrzeżu było 20 stopni i lekkie chmurki, stwierdziliśmy, że jedziemy zwiedzać. W Plitwicach było już 9 stopni, a po przejściu 1/4 szlaku, który miał trwać 6 godzin, zaczęło lać. Sytuacja była komiczna, bo koniec końców to my między tymi jeziorkami sprintem, pod wodospadami i innimi takimi "łał" stop, zdjęcie i dalej bieg. Jak dobiegliśmy do przystanku skąd autobusik miał nas zabrac na parking byliśmy już cali mokrzy. Stoimi w tłoku, zimno, mokro Rybaczki miałam przyklejone do tyłka, skupiałma się, żeby nie zamarznąć. Stoimy, trzesiemy się i przychodzą nam do gowy różne głupie pomysły na rozgrzanie, łącznie ze zrzuceniem tych mokrych ciuchów i ogrzewanie się ciepłem nagich ciał :D Z nami pod wiatą kupa turystów - wycieczka z Polski. I nagle jedna babcia daje czadu i śpiewa "dzisiaj jest dzień, dzisiaj jest dzień, dzisiaj jest dzień, który dał nam Pan. Radujmy się z nim" i tak dalej bla bla bla " dziękujmy mu za pogode" bla bla bla " dzisiaj jest dzień, dzisiaj jest dzień, dzisiaj jest dzień, który dał nam Pan". nie wiedomo było czy śmiac się czy płakać.
No więc zmierzam do tego, że miałam dzisiaj wrażenie, że Pan od bramy najchętniej też by mi zaspiewał:
Wstawać pani Moniko, dzisiaj jest dzień, dzisiaj jest dzień, dzisiaj jest dzień, który dał nam Pan :D
A ja wczoraj Dr. Hausa do pierwszej oglądałam i tak bym sobie pospała do 10-tej....