Miastowa na wsi tudzież Pani na włościach :)
Ja urodzona i wychowana w mieście. Takim z tramwajami, sklepem całodobowym na kazdym rogu i barami na każdej ulicy. I mój mąż ( ciagle nie moge przywyknąć do tego słowa) wychowany w warunkach wiejskich, choć do miasta było 10 km. Dla niego normalne jest, że mleko jest od krowy, a nie z kartonu. Opowiadał mi, ze jak był mały to myślał, że jajka w sklepie te z pieczątką pochodzą z fabryki i tam się je produkuje, a jego jajka w domu są od kury :)
A dzisiaj co raz bardziej doceniam jajka od kury, krzywe koślawe nieidealne pomidory, szynkę bez świnstw, taką prawdziwą co nie ma dwumiesiecznego terminu przydatności do spożycia, rzodkieweczki malutkie takie, a ostre jak diabli, Miód co sie krystalizuje, a nie jest idealnie płynny przez 3 lata... I kiedyś się smiałam z plewienia, podlewania, foliowych namiotów. A dziś sama myślę, że mamy na tyle dużą działkę, że chyba postawie tam foliowy namiot. I pomidorki będę miała swoje, ogóreczki. Eh sielskie życie